Z narodowej euforii w narodowy dół: tylko dwa tygodnie dzielą setną rocznicę „cudu nad Wisłą” od 81 rocznicy klęski wrześniowej w 1939 roku. Plan niemieckiego najazdu nosił kryptonim Fall Weiss (wariant biały). W bogatym piśmiennictwie na temat kampanii wrześniowej książka Roberta Forczyka wyróżnia się tym, że znający język polski autor korzysta również z polskich źródeł historycznych. Forczyk przez 18 lat służył w wojskach lądowych USA jako czołgista i oficer zwiadu, odszedł w stopniu podpułkownika. Obronił doktorat w zakresie stosunków międzynarodowych i bezpieczeństwa narodowego, jest konsultantem w Waszyngtonie. Jako historyk jest autorytetem w kwestiach II wojny światowej i broni pancernej oraz autorem kilkudziesięciu książek na ten temat.
Do prac zachodnich historyków o wojnie polsko-niemieckiej 1939 Forczyk odnosi się bardzo krytycznie: zarzuca im lenistwo i jednostronne badania, czyli opieranie się wyłącznie na źródłach niemieckich. Efektem jest obraz wojny z Polską pełen stereotypów, ukształtowany w dużej mierze jeszcze przez wojenną propagandę. „Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939” próbuje ten stan rzeczy odkłamać i pokazać, jak było naprawdę.
Kto chce, może ten tom czytać jak historyczny zapis: Forczyk relacjonuje przebieg kampanii dzień po dniu, ważniejsze bitwy są rozrysowane na mapach, zaznaczono ruchy wojsk i zdobyte bądź utracone miasta. Ważne jest skorygowanie błędnych przekonań, że już pierwszego dnia polskie lotnictwo przestało istnieć, zdruzgotane na ziemi, a polska doktryna wojenna była głupia i przestarzała, oparta głównie na kawalerii. Wojsko Polskie miało też sporo nowoczesnej broni – de facto wojna zdarzyła się w momencie mądrego przezbrajania armii i dwa lata później nowoczesnej broni byłoby o wiele więcej. Brakowało jednak samolotów myśliwskich, a siła ognia takich samych jednostek była po stronie niemieckiej większa o 30 procent. Po stronie polskiej zdarzyło się zdecydowanie za dużo złego dowodzenia, począwszy od szczebla najwyższego aż po średni, na poziomie oddziałów.
Forczyk kwestionuje też pogląd, jakoby we wrześniu ’39 doszło do blitzkriegu (wojny błyskawicznej). W odróżnieniu od I wojny światowej, kiedy armie na długie miesiące zapadały w okopach, kampania wrześniowa była wojną manewrową i kto miał więcej pojazdów, ten manewrował lepiej. Przy okazji autor ujawnia, że także po stronie niemieckiej konie były główną siłą pociągową np. w artylerii i tak zostało aż do 1945 roku. Wielokroć niemieckim decyzjom zarzucane są błędy; Forczyk tłumaczy je tym, że Wehrmacht dopiero się uczył np. forsowania rzek czy walk w miastach. W tym sensie wojna z Polską była dla Niemców ćwiczeniem przed poważniejszymi konfrontacjami z zachodem Europy i Sowietami Stalina. Nabrawszy praktyki Niemcy doskonale poradzili sobie z Francją i odnosili wielkie sukcesy w wojnie ze Stalinem, póki ich machina wojenna się nie zacięła.
Książkę czyta się z solidnym przygnębieniem. Sukcesy polskiego wojska są nieliczne, mimo bohaterskiej walki jest to nieustanne wycofywanie się, a momentami nawet paniczna ucieczka. Jeden z dowódców polskich notuje z przerażeniem porzucone działa załadowane pociskami. Po dwóch dniach wojny zlikwidowane są już dwie polskie armie. Czytałem te opisy mając w pamięci wojenne dzieje mojego stryja, który nie wystrzeliwszy ani razu trafił do niemieckiej niewoli nad Sanem i jak się mówiło w rodzinie, przez całą resztę wojny doił krowy „u bambra” pod Osnabrück. Wydaje się, że Polacy byli nieźle przygotowani na poprzednią wojnę z jej wolnym tempem; gdy przyszło stawić czoła lawinie ognia i stali, nie spisali się już tak dobrze. Czytelnik zwróci uwagę, że w kampanii wyróżnili się oficerowie znani z późniejszej historii II wojny, jak Anders, Sosabowski czy Maczek.
Choć Forczyk deklaruje bezstronność badacza dziejów, wielokroć zdarza mu się formułować ostre oceny. Paktu Ribbentrop-Mołotow nie waha się nazwać zbrodniczym, a zachowanie Francji i Anglii, które już na początku 1939 zdecydowały się porzucić Polskę na pastwę Hitlera, uważa za haniebne. Polacy w tej wojnie walczyli o honor i go ocalili – za cenę utraty połowy państwa, śmierci piątej części narodu i niewiarygodnych cierpień tych, którzy przeżyli.