Nie uważam, że dobrze się dzieje, kiedy księża zajmują się tym, co powinno należeć do cywilów. Ksiądz nie powinien zastępować sklepowej za ladą, szewca przy kopycie ani policjanta w śledztwie, bo większe szkody poniesiemy, gdy zabraknie go przy ołtarzu albo w konfesjonale. Jednakże w kulturze masowej, która zgrała już wszystkie karty, obsadza się księdza w roli detektywa, bo tego jeszcze nie było.
Tylko czy na pewno nie było? Zanim nastał rodzimy ojciec Mateusz, użerający się z przestępcami w Sandomierzu (nie widziałem ani jednego odcinka, tak mało mnie to obeszło), poprzedził go ksiądz Brown. W roku 1911 Gilbert K. Chesterton zatrudnił go w roli detektywa i opisał jego sukcesy w 12 opowiadaniach, zamkniętych w tomie „Niewinność księdza Browna”. Potem poszło bodajże jeszcze pięć tomów z najbardziej znanymi u nas „Przygodami księdza Browna” z 1931 roku.
Niektóre z opowiadań „Niewinności” nawet zgrabne, choć w porównaniu z dzisiejszymi intrygi kryminalne sprzed stu lat prościutkie i jakby dobroduszne. Podłość ludzka natenczas nie osiągnęła jeszcze dzisiejszego stężenia. Opowieściom towarzyszy dyskretny angielski klimat, w którym ksiądz Brown widzi mi się ciałem obcym, ale Chesterton był lepszym Anglikiem ode mnie, więc wie lepiej.
Sam ksiądz Brown jest niski, korpulentny, niepozorny, ale wnikliwy. Podobno Chesterton budował go w opozycji do Sherlocka Holmesa. Lata obcowania z grzesznikami dały Brownowi olbrzymią wiedzę o zakamarkach duszy ludzkiej, tak że trafiając na zagadkę typu kryminalnego z miejsca widzi jej rozwiązanie i sprawcę – w przeciwieństwie do innych, którzy też radzi by ją rozkodować. To proza dla miłośników staroświeckości, Agathy Christie i Herkulesa Poirot. Nie dziwota, że na podstawie tych opowiadań BBC nakręciła serial ze znaną widzom pieczołowitością. Opresje księdza Browna były zresztą filmowane w Wielkiej Brytanii kilkakrotnie.
Akcja utworów z tej książki nader często rozgrywa się w posiadłościach arystokratów albo wręcz dotyczy ludzi błękitnej krwi. Przypadek to czy też środowiska te są szczególnie kryminogenne? Drugi szczegół charakterystyczny: Chesterton jest wyraźnie zafascynowany siłą niszczącą grawitacji, choć zdaje mi się, że aby zabić kogoś młotkiem zrzuconym z kościelnej wieży trzeba niewiarygodnej pomocy Boskiej albo szczęścia takiego jak przy szóstce w totolotku. Księdza Browna taki przypadek nie dziwi, gdyż zabity jest skończonym łajdakiem, a wymierzanie kary należy jego zdaniem pozostawić Bogu.